31.03.2014

#42 Recenzja: Wszystko dla ciebie

#42 Recenzja: Wszystko dla ciebie


Tytuł: Wszystko dla ciebie
Autor: Joanna Sykat
Wydawnictwo: Replika
Ocena: 9/10

Kiedyś każdy z nas znajdzie się w sytuacji bez wyjścia, kiedy wszystko wali się na łeb, na szyję. Agata, główna bohaterka „Wszystko dla ciebie”, zdaje sobie sprawę, że jej życie jest pasmem pojedynczym przeżyć i elementów: jedna przyjaciółka, jedno auto, jedna ciotka. Magiczna liczba jeden zostaje zakłócona przez jeszcze jedną, nadkompletową osobę. Tajemnicza Kaja wchodzi z butami w życie Agaty i Kuby, szczęśliwego jak dotąd małżeństwa. Pewne jest to, że wszystko się zmieni. Pytanie tylko w jakim stopniu…

Mimo że tematy zdrady, miłości i przyjaźni często znajdujemy w książkach, to nadal warto takie książki czytać, gdyż w każdej znajdziemy inne spojrzenie na te uczucia. Historia Agaty mogłaby się wydawać całkiem normalna, choć na pewno tragiczna dla samej bohaterki. Ludzie codziennie dopuszczają się zdrady i poddają się kłamstwom partnera. Joanna Sykat umie te elementy połączyć w całość i nadać im inny wymiar.

Książka jest niesamowita, a styl autorki utwierdził mnie w przekonaniu, że nie pisała powieści w pośpiechu i niechlujnie. Doskonale pokazała cierpienia Agaty oraz zmagania z bliskimi i wydarzeniami w jej życiu. Sykat dodała także e-maile czy wiadomości z portali społecznościowych, co dodawało nutkę realizmu.

To kolejna polska powieść, która pokazuje nam, że nasi rodacy potrafią nie tylko nabazgrać nieco tekstu, ale stworzyć też piękną książką z niepowtarzalną fabułą. Trafiają do nas częściej niż zagraniczni pisarze, być może dlatego że żyją w takim środowisku jak my, czytelnicy.

„Wszystko dla ciebie” pokazuje odbiorcy, że, choć problemy się mnożą, to można je przezwyciężyć i dalej funkcjonować. Jedno potknięcie nie oznacza, że do końca swych dni nie zaznamy więcej szczęścia. Wręcz przeciwnie – być może od niego zaczniemy żyć na nowo.

Za możliwość przeczytania Dziękuję wydawnictwu Replika

28.03.2014

#41 Recenzja: Cień i kość

#41 Recenzja: Cień i kość


Tytuł: Cień i kość
Autor: Leigh Bardugo
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Ocena: 5/10

Myślisz, że mając ogromną moc, jesteś bogiem, który kieruje losami innych? To tylko złudzenie, gdyż w gruncie rzeczy nie możesz nawet zapanować nad swoim własnym życiem. Nadnaturalna siła ma swoją cenę – musisz wyrzec się przyjaciół, odciąć się od rodziny i rozpocząć nowe, niekiedy niechciany etap swojego istnienia. Czym jest potężna moc – przekleństwem czy darem?

W osłabionym i wyniszczonym przez wojny kraju kilkaset lat temu powstała Fałda Cienia. Ogromna połać ciemności i straszliwych stworów dzieli Ravkę i uniemożliwia bezpieczne przedarcie się do zachodniej części państwa. Jednakże te tereny nie mogą zostać odcięte od świata, więc co jakiś czas śmiałkowie przedzierają się przez upiorne piaski. Jednym z uczestników wyprawy jest młoda Alina Starkov. Niestety nie wszystko idzie po jej myśli i kamraci zostają zaatakowani przez demony. Kiedy jej przyjaciel z dzieciństwa, Mal, zostaje poważnie ranny, w dziewczynie budzi się moc, która od lat jest wypatrywana pośród ludu Ravki. Lecz potęga ma swoją cenę. Posiadaczka daru musi zerwać wszystkie dotychczasowe kontakty, a na każdym kroku czają się ludzie, którzy pragną posiąść jej talent…

Zacznijmy od okładki, do której, jeśli chodzi o grafikę, nic nie mam. Wręcz przeciwnie, jest pięknie wykonana i wszystkie elementy tejże układanki ze sobą współgrają. Jednak ktoś bardzo nieodpowiedzialny zapragnął umieścić napis „Cień i kość” w języku rosyjskim, który brzmi „Тэнь и кость”. Każdy, kto choć trochę zna rosyjski i cyrylicę, rozpozna, że w słowie „Tэнь” jest ewidentny błąd, polegający na zastosowaniu niewłaściwej litery. Zamiast „э” (wymawiane jak polskie „e”) w wyrazie tym powinna być litera „e” (wymawiana jako „je”). Miałam nadzieję, że przed wydaniem książki wydawnictwo postara się o zmianę, lecz tak się nie stało. Za to wielki minus.

Po otworzeniu książki natrafimy na mapę Ravki oraz podział społeczeństwa. Bardzo spodobała mi się kreska planu i jego wykonanie. Natomiast nie mam pojęcia, dlaczego umieścili tę samą grafikę oraz rozgraniczenie ludności jeszcze raz, lecz tym razem w innym miejscu. Gdyby pojawił się jakiś inny, równie interesujący dodatek, to nie miałabym nic przeciwko. Jednak w tej sytuacji wygląda to tak, jakby chciano zapełnić puste kartki.

Nie ukrywam, że przydałby się mini słowniczek, który objaśniałby poszczególne funkcje danych społeczności. Nie do końca wiedziałam, kim byli Griszowe czy też Trwaliści. Ciekawiło mnie, w czym dokładnie specjalizują się podwładni króla. Nie jest to konieczne uzupełnienie, lecz z chęcią przeczytałabym kilka słów na temat tychże stanowisk.

Chciałabym się skupić na głównej bohaterce. Nie przepadam za kobiecymi postaciami, ale miałam nadzieję, że Alina nie okaże się naiwną gąską. Niestety od samego początku natknęłam się na niedociągnięcia. Dziewczyna nie jest zbyt waleczna, z kartografią też nie radzi sobie za dobrze, a do tego jest drobna i chudziutka. Nikt mi nie wyjaśnił, jakim cudem znalazła się w armii, gdzie najważniejsze są umiejętności i siła. Niektóre jej zachowania również nie miały wyraźnych podstaw, a jej decyzje były nierozsądne i pospieszne.

W „Cieniu i kości” występuje trójkąt miłosny, który został przedstawiony dość nieudolnie. W powieści Leigh Bardugo emocje wybuchają w momentach, które za nic nie są romantyczne. Cukierkowatość i słodkość nie jest wskazana, lecz przydałyby się fragmenty, w których uczucie mogłoby rozkwitnąć w dogodnej atmosferze. Natomiast pierwsza część trylogii Grisza skutecznie zabiła te nastrojowe elementy.

Podobno książka miała nawiązywać do kultury naszych wschodnich sąsiadów. Pomimo opisów, które były miejscami dość obszerne, nie poczułam zapowiadanego rosyjskiego klimatu. Rozumiem, że nie jest to powieść o Rosji, ale wspomnienie w jednym zdaniu o ikonach, cerkwi czy też kopułach nie sprawia, że fabuła jest bogata w kulturę i tradycję. Już lepiej by było, gdyby nikt nie wspominał o rosyjskich realiach, a cerkiew na okładce usunięto bądź zamieniono na inny obiekt.

Mimo wszystko książkę przeczytałam szybko, bo w dwa dni. Jest to niewymagająca lektura, przy której nie trzeba się zbytnio skupiać. Postaci nie są skomplikowane, a fabuła pogmatwana. Jest to idealne czytadło na wieczór, aby odciąć się od świata rzeczywistego. Jednak nie sięgnę po kontynuację, gdyż wykreowany świat i główna bohaterka sprawiły, że wolę przeczytać coś innego, aniżeli drugą część trylogii. Myślę jednak, że niektórym „Cień i kość” spodoba się ze względu na wątek miłosny. Ja niestety nie dołączyłam do grona osób, na których powieść Leigh Bardugo wywarła ogromne wrażenie.

Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)

Recenzja napisana na potrzeby portalu literatura.juventum.pl

27.03.2014

#40 Recenzja: Coraz mniej olśnień

#40 Recenzja: Coraz mniej olśnień


Tytuł: Coraz mniej olśnień
Autor: Ałbena Grabowska-Grzyb
Wydawnictwo: MWK
Ocena: 7/10

"Praca w piśmie o modzie jest tylko dla wybranych"
Książka "Coraz mniej olśnień" opowiada historie trzech różnych kobiet. Jednakże w pewnym sensie są do siebie podobne, a ich przeżycia powiązane .To też powieść o przyjaźni, tajemnicy i nieuniknionej śmierci.

Na samym początku poznajemy Lenę. Po śmierci mamy jej świat legł w gruzach. Stara się normalnie funkcjonować i szuka nowej pracy. Jest stylistką w gazecie, a ta praca zajmuje jej cały wolny czas. Marzy o stabilizacji i miłości, lecz nic na to nie wskazuje, że coś ma się zmienić.

Kolejną postacią jest Maria, dość dziwna kobieta, lecz dobra żona. Ma dobrą pracę, niczego jej nie brakuje. Niestety mąż od niej odchodzi, a ona zostaje sama wraz z niepogodzeniem się ze śmiercią jedynej przyjaciółki - Aliny. Coś jednak się wydarzyło, a wszystkie dotychczasowe "pewniaki" stają pod znakiem zapytania.

Okładka książki jest bardzo ciekawa, przykuwa wzrok i dodaje nutki tajemniczości. Nawet sam tytuł jest dość nietypowy, co powoduje, że czytelnik pragnie jak najszybciej zapoznać się z treścią.

Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Autorka ma ciekawy styl pisania, więc nic dziwnego, że trudno było mi się oderwać od lektury. Pisarka potrafi nie tylko zachęcić czytelnika, ale też zatrzymać go, aby dokończył powieść z wypiekami na twarzy.

Widać, że autorka zna się na modzie i światowych trendach. Bez tej wiedzy książka prawdopodobnie tak by mnie nie urzekła. Wprawdzie powieść skierowana jest do płci pięknej, lecz nie można przykleić jej metki taniego romansidła. Bohaterki nie są głupimi gąskami, a ich sytuacje są jakby żywcem wyjęte z życia.

19.03.2014

#39Recenzja: Koniec punku w Helsinkach

#39Recenzja: Koniec punku w Helsinkach
Tytuł: Koniec punku w Helsinkach
Autor: Jaroslav Rudiš
Wydawnictwo: Czeskie Klimaty
Ocena: 8/10

Lata 80. to czas, kiedy Europejczycy zaczynali wprowadzać do swojego organizmu radioaktywny absurd w postaci Czarnobyla. To także era punku i zafascynowanych irokezami nastolatków, którzy rozprawiają, jak utrzymać koguci grzebień na głowie. Lepsze piwo czy woda z cukrem? Najważniejsza jest jednak muzyka, trzymająca w ryzach społeczeństwo.

Helsinki to ostatnia knajpa, w której można palić, pić piwo i nie przejmować się konsekwencjami. Matki z dziećmi nie mają wstępu do tego niecodziennego lokalu. Właścicielem tegoż miejsca jest czterdziestoletni Ole – stary kawaler o punkowej przeszłości. Po upadku Muru Berlińskiego ludzie otworzyli się na Zachód i zmienili swoje obyczaje. Jednak Ole nie potrafi odnaleźć się w tej hałaśliwej rzeczywistości. Nade wszystko pragnie świętego spokoju, który cały czas jest dla niego nieosiągalny. „Koniec punku w Helsinkach” to nie tylko historia żyjącego przeszłością mężczyzny, ale także pamiętnik pewnej czeskiej dziewczyny. Karty opowieści Olego przeplatają się z wpisami Nancy, mieszkającej przy polskiej granicy. Dzięki temu mogła odbierać radiową „Trójkę”, a tym samym posłuchać nieco przyzwoitej muzyki Sex Pistols czy Dezertera. Dwie różne postaci. Dwie odmienne osobowości. Czy są elementami jednej układanki, która została zapomniana i odłożona w kąt?

Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy, to minimalistyczna okładka. Intensywne kolory przyciągają wzrok i zachęcają do zapoznania się z powieścią. Jednakże nie od dziś wiadomo, że okładka to tylko przykrywka. Najważniejsza jest treść, która w tym przypadku wypada jeszcze lepiej niż oprawa graficzna.

Czytając, miałam wrażenie, że powieść Rudisa jest o wszystkim i… o niczym. To pomieszanie z poplątaniem. Nie ma wyraźnie zarysowanej fabuły, która trzymałaby się jednego toru. Zbacza ona z ustalonego szlaku, aby wprowadzić odbiorcę w nieznane zakątki. Jednak w końcu czytelnik będzie w stanie dostrzec, że wszystkie te ścieżki, wątki, które zostały w pewien sposób odłączone od głównego tematu, w gruncie rzeczy mogą połączyć się w całość. Przeskakujemy z opowieści Olego do pamiętnika Nancy, by dojrzeć kolejne puzzle i ułożyć z nich określony wzór.

Helsinek nie byłoby, gdyby nie bohaterowie przewijający się przez przydymione pomieszczenia knajpy. Rudis nie wykreował całego panteonu postaci, które byłyby tylko ozdobnikami na kontuarze baru. Postawił na prostotę i wprowadził tylko kilku bohaterów, lecz na tyle barwnych i ciekawych, że nie odczułam niedosytu. Autor sprawił, że Ole oraz jego znajomi są osobami żywymi. Nadać imiona każdy potrafi, ale niewielu jest w stanie przedstawić ich historie tak, aby czytelnik miał ochotę wypić sznyta razem ze stałymi bywalcami Helsinek. Samo otoczenie – miasto, bar Olego – zostało świetnie przedstawione. Knajpa jest miejscem, gdzie zatrzymał się czas, a wokół której toczy się normalne życie szarych ludzi. Autor umiejętnie to opisał i sprawił, że nie nudziłam się, czytając „Koniec punku w Helsinkach”.

Ciekawym zabiegiem było wprowadzenie pamiętnika Nancy. Jednakże ciężko czytało mi się zdania zbuntowanej bohaterki, gdyż popełniała typowe dla nastolatków błędy. Nie używała przecinków, zdania były niesamowicie długie, czasami pisała bez ładu i składu. Wtrącenia w języku niemieckim także nie pomagały. Jednakże te zabiegi dodawały uroku, choć niejeden fanatyk poprawnej interpunkcji zapewne będzie zgrzytał zębami.

„Koniec punku w Helsinkach” nie jest książką, przy której płacze się ze śmiechu lub wylewa litry łez nad niedolą bohaterów. Jaroslav Rudis zachował proporcje i nie przekształcił tej pozycji w komedię ani dramat. Nie raz, nie dwa zaśmiałam się pod nosem, ale zdarzyło mi się też zadumać podczas lektury.
To jednotomowa powieść, choć aż prosi się o kontynuację. Jednak wydanie drugiej części nie miałoby sensu, gdyż cała magia Helsinek ulotniłaby się. Otwarta kompozycja nie oznacza, że należy dopisać sequel. W pewien sposób historia Olego zakończyła się, ale w czytelniku pozostanie pewien niedosyt.

Autor opisuje dwa różne etapy dojrzewania – czterdziestolatka XXI wieku i nastolatki z lat 80. To opowieść o samotności, ale też o trudnej przyjaźni. Dzieło Rudisa jest słodko-gorzką bajką dla dorosłych, która pozwala czytelnikowi powrócić do zapomnianej przeszłości. Jednak przede wszystkim „Koniec punku w Helsinkach” to odpowiedź na pytanie, czy punk rzeczywiście już nigdy się nie odrodzi…

Recenzja napisana na potrzeby portalu literatura.juventum.pl

Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)

17.03.2014

#38 Recenzja: Zagubiona

#38 Recenzja: Zagubiona


Tytuł: Zagubiona
Autor: Paulina Machnicka
Wydawnictwo: Novae Res
Ocena: 7/10

,, Miłości nic nie może rozdzielić. Nawet śmierć. Julia, dwudziestoparoletnia studentka – wychowanka domu dziecka"

Książka ma około 88 stron. I właśnie na tych stronach są zawarte przeżycia Juli po stracie ukochanego Dziewczyna już nie potrafi odnaleźć się w świecie. Nic dla niej nie istnieje. Wszystko jest inne, a stare rzeczy wydają jej się zupełnie nowe. Zmienił się nawet smak kawy i wygląd nieruszonego mieszkania. Julia w inny sposób postrzega znajomych i otaczających ją ludzi.

Julia pisze pamiętnik, bo dzięki niemu może porozumieć się w myślach z narzeczonym. Nawet specjalistyczna terapia nie jest w stanie jej pomoc w takiej sytuacji. A wszystko przez to, że kobieta nie chce zapomnieć. Chce żyć nadzieją, że jej chłopak w końcu do niej wróci.

Rzadko czytam książki, które zawierają w sobie kartki z pamiętnika. Jednak nie żałuję mojego spotkania z „Zagubioną”. Szkoda tylko że powieść jest tak cienka. Z drugiej strony fabuła nie została rozwleczona i z wielką przyjemnością czytałam to dzieło.

Książka skończyłam czytać parę dni temu, lecz dopiero teraz zdecydowałam się o niej coś więcej napisać. Jest to bardzo emocjonalna powieść, a przy tym i styl Machnickiej grał mi na uczuciach. Autorka potrafiła wykreować świat tej bohaterki, a także ją samą tak, jakby siedziała w głowie Julii i relacjonowała na żywo jej przeżycia. Dodatkowo narracja występuje w pierwszej osobie, co pozwala czytelnikowi w pewien sposób wniknąć w głąb duszy głównej bohaterki. Uważam, że jest to bardzo dobre rozwiązanie.

Książka przypomina historię Romea i Julii, choć miejscami jest dużo bardziej okrutna. Być może autorka inspirowała się tym dramatem, gdyż nawet imię głównej bohaterki brzmi Julia.

Powieść jest przeznaczona dla osób, które znajdują coś magicznego w smutnych opowiadaniach. To świetna pozycja, którą można przeczytać w każdej chwili - w nocy, rano przed pracą, czy w niedzielne popołudnie.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Novae Res

16.03.2014

#37 Recenzja: Szklany tron

#37 Recenzja: Szklany tron

Tytuł: Szklany Tron
Autor: Sarah J. Maas

Wydawnictwo: Uroboros
Ocena: 6/10

Często idealny wygląd i urok osobisty to tylko przykrywka. Pod nieskazitelną skórą, błękitnymi oczami kryje się tajemnicza przeszłość i zabójcze zamiary. Sarah J. Msaas wykreowała nieprzeciętną postać, która jest właśnie pięknością, maskującą swoje prawdziwe „ja”.

Sławna zabójczyni, Celaena Sardothien, w wieku siedemnastu lat trafia do kopalni soli w Endorvien. Koniec jej pracy nastałby wraz z jej śmiercią, lecz książę Adarlanu, Dorian, oferuje dziewczynie wolność. Celaena musi jednak przez cztery lata służyć królowi krainy i likwidować wrogów królestwa. Lecz w umowie jest haczyk. Młoda kobieta musi przejść przez trzynaście Prób, które zadecydują, czy nadaje się na Obrońcę. Pod opieką królewskiego gwardzisty, Chaola, kandydatka szlifuje swoje zdolności. Jednak treningi zostają zakłócone, gdyż uczestnicy turnieju zaczynają ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Niebezpieczeństwo czyha także na Celaenę, która już nie jest niezwyciężoną zabójczynią…

Początki nie były udane. Nudne dialogi, wiele się nie działo, a akcja stała w miejscu. Dopiero po setnej stronie powieści pisarka rozwinęła poszczególne wątki, a całość nabrała tempa. Bardzo podobały mi się Próby oraz ich opisy. Mogłam bez problemu wyobrazić sobie, jak uczestnicy walczyli o wpływy na dworze. Jednak z każdym kolejnym zadaniem autorka omijała ich szczegółowe przedstawienie, a wręcz tylko o nich wspominała. Główny wątek został zepchnięty na drugi plan i już praktycznie do końca nie został podjęty.

Historia opisana w książce jest prosta i niestety przewidywalna. Szczególnie zakończenie, które nie było odkrywcze. To po prostu musiało się stać. Lecz prostota nie jest zła, gdyż „Szklany Tron” czyta się szybko i przyjemnie, choć wychwyciłam nieco wad. Objętość powieści jest miejscami sztucznie napompowana. Uważam, że wydarzenia z życia Celaeny można było zawrzeć w mniejszej liczbie stron, gdyż niektóre opisy i rozmowy nie wprowadzały niczego nowego.

Częściowo winę mogę zrzucić na występujący w „Szklanym Tronie” trójkącik miłosny. Fani wątków romantycznych nie będą zawiedzeni, a osoby, które nie są pozytywnie nastawione do takich tematów, nie odłożą szybko tej powieści. Pisarka potrafi zgrabnie wpleść uczucia postaci w fabułę. Niestety bohaterowie byli nieco sztuczni, co dodawało niepotrzebnej słodkości. Może gdyby zachowywali się bardziej naturalnie, to wątek miłosny nabrałby jeszcze większych rumieńców.

Główna bohaterka nie jest niemądrą pannicą, która jest zapatrzona w swego lubego. Często w książkach młodzieżowych można zauważyć zmianę w zachowaniu dziewczyny, która trafia na dwór królewski. Jakby za pomocą czarodziejskiej różdżki zmienia się w ułożoną damę, choć wcześniej nigdy nie zachowywała się należycie. Celaena za to jest mało wychowana i pyskata, dzięki czemu nie zawsze udaje jej się pohamować. Nie straciła swojego charakterku, za co jestem wdzięczna autorce. Lecz żeby nie było za kolorowo, to nie mam pojęcia, jakim cudem Celaena zdołała nauczyć się czytać, pisać, grać na fortepianie i posługiwać się niemalże każdą bronią w zaledwie dziesięć lat. Fizycznie jest to niemożliwe i widać niestety, że Sarah J. Maas dała się porwać fantazji. Nikt idealny nie jest, a więc i zabójczyni mogłaby być bardziej ludzka.

Jednakże męscy bohaterowie to już inna sprawa. Chaol oraz Dorian. Dwa przeciwieństwa, lecz niestety obaj są do bólu nierealni. Dorian jako następca tronu jest niesamowicie infantylny i nieodpowiedzialny, a zachowuje się jak niepoprawny podrywacz. Ta postać kompletnie do mnie nie przemówiła. Chaol natomiast był sztywnym i obojętnym bohaterem. Można go było znieść, ale jego bezuczuciowość dawała się we znaki i miałam wrażenie, że Maas nie przyłożyła się do wykreowania tegoż bohatera.

Wiązałam spore nadzieje ze „Szklanym Tronem” i nie zawiodłam się do końca. Jednak liczyłam na coś więcej. Autorka pracowała nad powieścią dziesięć lat, a tego niestety nie widać. Ani mnie ta pozycja ziębi, ani grzeje. Czy sięgnę po kontynuację? Zapewne tak, ale nie oczekuję od kolejnego tomu cudów. Nadal mam jednak nadzieję, że Sarah J. Maas uda się przeskoczyć dość niską poprzeczkę i zdoła mnie czymś jeszcze zaskoczyć.

Recenzja napisana na potrzeby portalu literatura.juventum.pl
Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)

14.03.2014

#36 Recenzja: Chiny? Dlaczego nie...

#36 Recenzja: Chiny? Dlaczego nie...


Tytuł: Chiny? Dlaczego nie..
Autor: Anna Karpa, Katarzyna Karpa
Wydawnictwo: Novae Res
Ocena: 8/10

Kasia i Anka postanawiają wyjechać w nieznane. Pakują się na szybko i wyruszają w podróż z zerową wiedzą na temat kraju. Znają tylko parę osób, które poznały przez pewną stronę internetową. 8 tysięcy kilometrów w jedną stronę to spora odległość. Jednak udaje im się przemierzyć wzdłuż i wszerz całe połacie ryżowych terenów, poznając Chiny od podstaw, a kończąc na ogromnych metropoliach. Autorki odpowiadają na pytanie "czy warto odwiedzić Chiny" w niekonwencjonalny sposób, opisując każde miejsce, element czy szczegół napotkany podczas podziwiania tego fragmentu Ziemi.

Chiny są specyficznym krajem z punktu widzenia Europejczyka, a tym bardziej Polaka. Mają własną, lecz odmienną kulturę, a tradycje dla wielu są niezrozumiałe, czy nawet śmieszne. Wyprawa do takiego państwa to nie tylko przygoda życia, ale też wyzwanie. Dwutygodniowa podróż bez znajomości języka to nie lada gratka dla turysty, który kocha nietuzinkowe miejsca.

Powieść nie byłaby tak interesująca, gdyby nie barwne opisy. To obraz ludzi Wschodu, którzy bardzo się od nas różnią. Zarówno przedstawienie dziewiczych miejsc Chin, jak i potężnych miast miało swój urok, choć są bardzo odmienne.

Trzeba zaznaczyć, że nie jest to przewodnik, który będzie nam pomagał w odnalezieniu drogi. To przede wszystkim zbiór ciekawostek, informacji o chińskich obyczajach, a także powieść, dzięki której można choć na chwilę oderwać się od polskiej rzeczywistości.

Książka potrafi zmienić myślenie na temat Chin i ich kultury. To pierwsza książka o tej tematyce, która trafiła w moje ręce. Nie spotkałam się jeszcze z tak pasjonująco opisaną kulturą. Muszę przyznać, że autorki żywo zainteresowały mnie tym krajem i tradycjami z nim związanym. Choć nie jest to powieść, przy której ze zniecierpliwieniem czekałam na rozwój sytuacji, to jednak ciekawość często zwyciężała i z zainteresowaniem przerzucałam kartki.

"Chiny? Dlaczego nie..." odpowiada na pytania laików, którzy nie mieli dużej styczności z tym krajem. To świetna powieść na wieczór, która pozwala przenieść się do innej kultury i poznać wielu ciekawych ludzi, a także przygody autorek.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Novae Res

8.03.2014

Konkurs z Ksiązkowa Molica

Konkurs z Ksiązkowa Molica
Mamy dla was konkurs ja i Książkowa Molica
Z okazji Dnia Kobiet 



1. Organizatorkami  konkursu są: Książkowa Molica oraz Nadine , właścicielki blogów pod adresem http://ksiazkowamolica.blogspot.com/ , oraz http://recenzjenadine.blogspot.com/

2. Konkurs trwa od 8 marca do 8 kwietnia.

3. Nagrodą w konkursie są książki pt. „Ptaszyna” Dody Około-Kułak, oraz „Zielone Jabłuszko” autorstwa Izabeli Sowy.  Książki pochodzą z naszej prywatnej biblioteczki.

4. W konkursie mogą wziąć udział osoby posiadające adres korespondencyjny na terenie Polski.

5. Zwycięzca zostanie wyłoniony drogą losowania.

6. Aby wziąć udział należy zostawić pod tym postem komentarz, który zawierać będzie:
a) chęć wzięcia udziału, zgłoszenie (zgłaszam się, chcę, biorę udział, umrę jak nie dostanę, itd.)

b) adres e-mail (aktualny, używany)
c) jeśli posiadasz bloga bardzo proszę o dodanie podlinkowanego banera (niewymagane)

7. Mile widziane jest dodanie naszych blogów do obserwowanych oraz polubienie naszych FP.
Ksiazkowa Molcia
Recenzje Nadine    
                                                                                                      8. Wyniki zostaną ogłoszone do 10 dni roboczych od daty zakończenia konkursu.

9. Ze zwycięzcą skontaktujemy się mailowo. Ma on obowiązek przesłać nam adres do wysyłki na nasze maile  w ciągu 3 dni od daty otrzymania od nas  wiadomości o wygranej. W przeciwnym razie losowanie odbędzie się ponownie i zostanie wyłoniony kolejny zwycięzca.

10. W konkursie mogą brać udział osoby nieposiadające konta google, ale anonimów proszę o podanie imienia i pierwszej litery nazwiska.

11. Jeśli zgłosi się mniej niż 25 osób organizatorzy zastrzegają  sobie prawo do odwołania konkursu.

12. Nagrodę wyślemy prawdopodobnie listem poleconym po otrzymaniu przez nas adresu zwycięzcy.

13. Organizator ma prawo przedłużyć czas trwania konkursu o okres dwóch tygodni lub mniej.

Ah wypadło mi z głowy Proszę napisać w komentarzu tytuł książki która chcecie wygrać:)

4.03.2014

#35 Recenzja: Elfy

#35 Recenzja: Elfy
Tytuł: Elfy
Autor: Bernhard Hennen, James Sullivan
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ocena: 6/10


Elfy na dobre zagościły w literaturze fantastycznej za sprawą mitów przeróżnych ludów i tolkienowskich opowieści o Śródziemiu. Ostrouche, piękne i gibkie stworzenia znane są z nieludzkiej zwinności, świetnego władania łukiem oraz długowieczności. Zapewne wielu czytelników nie wyobraża sobie bez nich powieści fantastycznej.

Grupa myśliwych przemierza gęsty las w poszukiwaniu tajemniczej istoty - człeknura. Polowanie kończy się tragiczne dla większości myśliwych - jedynie Mandredowi udaje się ujść z życiem. Nie oznacza to jednak, że ów człowiek bezpiecznie powróci do rodzinnego domu. Cudem dostaje się do świata elfów, który diametralnie różni się od ludzkiej Ziemi. Królowa elfów otwiera przed Mandredem nowe możliwości - jeśli odda w jej ręce jego pierworodnego syna, drużyna elfów wspomoże go w poszukiwaniu krwiożerczego człeknura. Niestety, bestia wdziera się do królestwa ostrouchych istot, siejąc zamęt i spustoszenie, a szansa na zabicie jej maleje z każdym dniem...

Zintegrowana okładka wspaniale się prezentuje, nie tylko pod względem funkcjonalności. Nie tak łatwo zagiąć rogi ani tym  bardziej przełamać grzbiet. Poza tym warto zwrócić uwagę na grafikę, która przyciąga wzrok swoim pięknem i niezłym zestawieniem kolorów. Fabryka Słów przyzwyczaiła już czytelników, że ilustracje zarówno na przedzie, jak i w środku książki, pozostają na wysokim poziomie. Jednak każdy mol książkowy zapewne zgodzi się ze mną, że nie należy oceniać powieści po okładce. Bajeczne opakowanie może kryć w sobie nieciekawe i niedopracowane wnętrze, a wtedy nawet najcudowniejszy obraz nie jest w stanie zrekompensować nam niedosytu po przeczytaniu  pozycji. Niestety  w przypadku "Elfów" to okładka jest tą mocną stroną, lecz sama treść nie porywa.

Autorem powieści jest niemiecki pisarz Bernhard Hennen. Jednakże nie do końca jest to prawda, gdyż "Elfy" są dziełem napisanym przez jeszcze jedną osobę, debiutanta Jamesa Sullivana. Jego imię nie zostało przedstawione na okładce, a jedynie umieszczone drobnym drukiem na pierwszej stronie i na ostatnich kartach powieści. Zazwyczaj odbiorca przechodzi od razu do treści, nie zadając sobie trudu, aby zerknąć na podziękowania lub na informacje wydawnicze. W ten sposób kompletnie zapomniano o Jamesie Sullivanie i wszystkie laury przypisano Hennenowi.

Typowa literatura fantasy charakteryzuje się opisowością, często wręcz nadmierną.  Wiele osób uznaje to za plus, za urok tego rodzaju książek. W "Elfach" nie brakuje przedstawiania postaci, miejsc i wydarzeń, jednakże autorzy nieco przesadzili. Trzeba pozostawić pewną dozę wolności w wyobraźni czytelnika, podając przy tym pewne informacje tak, aby nie były one zbyt szczegółowe. Jestem w stanie zrozumieć dokładny opis materiału, który został wykorzystany do wybudowania danego zamku lub wyglądu określonego elfa, ale zapewniam, że do szczęścia nie jest mi potrzebna ilość schodków prowadzących do tronu królowej. Co za dużo, to niezdrowo.

Nie postarano się także w kreowaniu postaci. Elfy do bólu przypominają istoty pokroju Legolasa z "Władcy Pierścieni" - wysokie, biegłe w łucznictwie, nieziemsko piękne i utalentowane na różnych płaszczyznach. Ich charaktery są praktycznie identyczne, a różnią się jedynie kolorem włosów czy oczu. Liczyłam na jakiś odchył w szablonie, lecz książka przedstawiała oklepany obraz tych mitycznych istot. Ta sztampowość nużyła mnie i sprawiała, że powieść w pewnych momentach była do bólu przewidywalna. Mandred jako człowiek, też nie był zjawiskowy. Typowy rębajło, który zamiast myśleć, woli szastać toporem na prawo i lewo. Żaden bohater "Elfów" nie zaskoczył mnie, a przy tym do żadnego się nie przywiązałam.

Udało mi się jednak wychwycić pewne zalety powieści. Kiedy autor zazwyczaj skupia się na humanoidalnych istotach, to w "Elfach" Hennen i Sullivan dali szansę roślinom, a dokładniej drzewom. Nie są one tylko biernymi świadkami wydarzeń, lecz odgrywają ważną rolę w zaistniałych wydarzeniach. Jak nie wyszło autorom wykreowanie elfów i ludzi, tak z zielonymi kompanami ostrouchych poradzili sobie znakomicie.

Fabuła nie obraca się tylko wokół wyprawy na człeknura. Z jednego wątku przechodzimy do kolejnych, coraz to bardziej rozbudowanych i prowadzących do różnorakich rozwiązań. To jedna z tych rzeczy, która sprawia, że odbiorca nie czyta książki z sennością wypisaną na twarzy, gdyż cały czas coś się dzieje. Ciekawym rozwiązaniem jest też wprowadzenie co kilka rozdziałów motywu podań. Autorzy postanowili spisać dotychczasowe przygody Mandreda i jego przyjaciół z punktu widzenia kronikarza.  Ukazano w ten sposób zakłamania, wynikające z nadmiernej imaginacji ludzi.


"Elfy" Bernharda Hennena i Jamesa Sullivana to powieść okraszona tradycyjnymi elementami fantasy, lecz niewnosząca nic nowego. Nie można pozbyć się wrażenia, że autorzy zapożyczyli wiele, o ile nie za dużo elementów z twórczości Tolkiena. Wielka szkoda, gdyż sama historia miała potencjał, lecz nie został on wykorzystany.

Recenzja napisana na potrzeby portalu literatura.juventum.pl
Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)

3.03.2014

Zapowiedzi - marzec 2014

Zapowiedzi - marzec 2014
Ten miesiąc zapowiada się niezwykle, a to dlatego, że na rynek wychodzą naprawdę ciekawe książki. Jedna lepsza od drugiej i tylko czekam, aż się ukażą w księgarniach. - Zuza B (Gumiguta)


Tytuł: Rzeki Londynu
Autor: Ben Aaronovitch
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Premiera: 19 marca
Przypomina mi nieco "Kroniki Wardstone" i "Badacza potworów". Obie serie pokochałam, a teraz do księgarń wchodzi powieść o podobnym wątku, lecz od razu można wyczuć inny klimat. Londyn fascynuje i zniewala, a elementy kryminału zapewne nie są na darmo wykorzystane.

Tytuł: Żarna niebios
Autor: Maja Lidia Kossakowska
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Premiera: 21 marca
Co tu dużo kryć - jestem wielką fanką twórczości Kossakowskiej, a w szczególności upodobałam sobie "Cykl Anielski". Dlatego skrzydlatym nie popuszczę, muszą w najbliższym czasie zagościć na mojej półce


Tytuł: Multirzeczywistość
Autor: David Louis Edelman
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Premiera: 21 marca
Kiedyś czytałam pierwszą część serii pt. "Infoszok". Jedna z pierwszych powieści science-fiction jaką tknęłam. Gdyby nie to, że zakochałam się w poprzednim tomie, to pewnie miałabym uraz to s-f. A tak wystarczy tylko wydać ostatnie grosze na "Multirzeczywistość".




Tytuł: Żywe srebro
Autor: Neal Stephenson
Wydawnictwo: MAG
Premiera: 28 marca
Już sama okładka jest niezwykła, a co dopiero treść. Historia przeplata się z fantastyką, realne postacie z fikcyjnymi. Piękny misz-masz z niewiarygodną fabułą i tematyką, lecz z równie niewiarygodną ceną i objętością. Ponad 1100 stron porządnej lektury

1.03.2014

Stosik marcowy

Stosik marcowy




Ten stosik może nie jest pokaźny, ale zawsze ma trochę do zaoferowania :)







I jeszcze jedno, ważne info! Rozpoczęłam współpracę z portalem
literatura.juventum.pl, więc życzcie mi szczęścia, a także chęci, żebym zagrzała tam miejsca jak najdłuzej :)

Lecimy od góry:
- "Dreszcz" - Jakub Ćwiek - Nie jestem wielką fanką twórczości Ćwieka, jednak jego powieści czyta się szybko i przyjemnie. Akurat książka trafiła w moje ręce w bibliotece.
- "Wojna Starka" - Jack Campbell - sciencie fiction w świetnym wydaniu. Skoro w mgnieniu oka przeczytałam "Zaginioną Flotę" tegoż autora, to jestem wręcz pewna, że Campbell znowu zaoferuje mi coś ciekawego. Biblioteczny egzemplarz.
- "Blask Wieczności" - Anna A. Swoboda - egzemplarz prosto od autorki. Fantasy w ciekawym wydaniu i z ładną okładką. Za niedługo biorę się za czytanie :)
- "Altowiolista" - Jan Antoni Homa - bo połączenie kryminału i muzyki, to cudowna sprawa :3 Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa SOL
- "Rzeka szaleństwa" - Marek P. Wiśniewski - również od wydawnictwa SOL, lecz z wątkiem miłosnym i nutką thrillera.
- "Romeo i Julia. Hamlet. Makbet" - William Shakespeare - zakup własny, który jest moim oczkiem w głowie, ponieważ dzieła te przetłumaczył Stanisław Barańczak.
- "Krucjata Krwi" - Sonia Wiśniewska - tym razem jest to krótki komiks, prequel do większej akcji. Podoba mi się zarówno wykonanie, jak i sam pomysł. Egzemplarz od Sonii Wiśniewskiej.

W tym miesiącu to tyle, może w następnym mi się poszczęści lub wręcz przeciwnie, stosik będzie świecił pustkami :)

Zuza B (Gumiguta)

Copyright © 2016 Recenzje Nadine , Blogger